czwartek, 4 sierpnia 2016

Goła baba - recenzja 1

Goła baba nadal w formie
Joanna Szczepkowska, a właściwie jej eteryczna bohaterka, weszła na scenę bocznym wejściem, niosąc ze sobą walizkę i parasolkę. Miało się więc wrażenie, że to jedna z nas, tych, którzy siedzieli na widowni. Szybko jednak okazało się, że to postać wyjątkowa, arcywrażliwa, żadna tam zwyczajna, goła baba.
Jej monolog, a raczej występ, koncert grania na ciszy, zdumiewał. Absurd gonił absurd, a całość można określić mianem „sztuki dla sztuki”. Dlatego publiczność Sztygarki milczała oniemiała. Pierwsze, nieśmiałe chichoty pojawiły się, gdy na długim sznurze, rzędem, powieszone zostały… śpiewające parasole. Nie do końca było wiadomo, czy wypada się śmiać (bohaterka wprowadziła publiczność w nieco podniosły nastrój), ale kiedy jeden z parasoli… zmarł, nie było już wyjścia.
W sumie jednak ta zwiewna, ubrana w błękity, niezrozumiana przez społeczeństwo istota budziła głównie współczucie. Wystarczyło kilka gestów, parę słów, by widz poczuł całym sobą, jak bardzo jest samotna i nieszczęśliwa. Tym bardziej, że wyznała, iż wszystkie jej artystyczne zamierzenia niweczy i torpeduje ulubienica publiczności: ordynarna, bezpośrednia „goła baba”.
„Gołą babę” publiczność zgromadzona w Sztygarce mogła poznać w drugiej części spektaklu. Wielka, gruba, ubrana niechlujnie i wielowarstwowo… trzeba się było mocno wysilić, by zobaczyć w niej Szczepkowską. Gdy tylko pojawiła się na scenie, od razu atmosfera stała się luźniejsza, zapewne też za sprawą rzucanych od czasu do czasu na widownię gum żujek. Kto jak kto, ale „goła baba” potrafi rozbawić widzów, a swój występ kończy oczywiście striptizem.
Trudno powiedzieć, co wzbudziło większy podziw widzów: mistrzowska kreacja dwóch tak różnych postaci, zewnętrzna przemiana w „gołą babę”, błyskotliwe teksty czy zaskakująca puenta. Jedno jest pewne, gdy spektakl się skończył, po sali unosił się szmer podziwu. W Gołej babie każdy, niezależnie od płci i wieku, znajdzie coś dla siebie.
Joanna Szczepkowska gra ten monodram od 1997 roku, był on więc wielokrotnie omawiany i recenzowany. Jedyne co mogę dodać, to wyrazy uznania: „Goła baba” jest nadal w formie, bawi, wzrusza i pobudza do refleksji. Co więcej, cały czas jest aktualna, niezależnie od tego, czy potraktujemy ten spektakl jako rozważania o szeroko pojętej sztuce i jej odbiorze, czy też jako swoistą przypowieść o naturze kobiety. W każdej wysublimowanej kobiecie jest trochę „gołej baby”, a w każdej „gołej babie” kryje się wrażliwa i delikatna przedstawicielka płci żeńskiej, mówi swoim występem Joanna Szczepkowska. Jeśli więc nie udało Wam się zobaczyć Gołej baby w zeszły piątek w Sztygarce, musicie to koniecznie nadrobić. Tej sztuki nie można przegapić!

Magda Kulus

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz