niedziela, 14 sierpnia 2016

Mending fences - recenzja

Przez mur
On wie. On to wszystko wie. Wie wszystko o związkach. Potrafi przewidzieć reakcje kobiet, bezbłędnie interpretuje ich postawy. Umiałby nawet udzielić cennych rad, gdyby ktoś go o to poprosił. Jego mądrość płynie z doświadczenia, a i goryczy przegranego. Bo chociaż on wie, nie zawsze może przełożyć wiedzę na słowa: te więzną mu w gardle. Najtrudniej jest wyznawać uczucia bliskim. W spektaklu Mending fences. Wszystko o związkach to Harry grany przez Kajetana Wolniewicza sprawia, że widzowie ciągle śmieją się i płaczą. Od komedii do ogromnego ludzkiego dramatu przechodzi się tu w sekundę i to nie tylko za sprawą tekstu (nawiasem mówiąc, Norm Foster skomponował go z idealnym wręcz wyczuleniem na prawdę o interpersonalnych relacjach). Tu prawdziwe emocje rzadko są wypowiadane, liczą się za to w spojrzeniach czy drobnych gestach. Kajetan Wolniewicz samym tylko ruchem ramion przekonująco przedstawić może przejścia między różnymi uczuciami. Karol Polak i Magdalena Nieć dzielnie mu na scenie partnerują, ale mają nieco łatwiej: uwaga odbiorców koncentruje się na największym przegranym.
Harry ma za sobą szereg trudnych doświadczeń. W dzieciństwie rodzinę rozbijało uzależnienie od alkoholu matki i surowość ojca. Kiedy bohater założył swoją rodzinę, nie umiał porozumieć się z synem, Drew, a po dziewięciu latach małżeństwa żona oznajmiła mu, że odchodzi, bo nigdy nie była z nim szczęśliwa. Drew jako karta przetargowa boleśnie uświadomił ojcu, ile ten stracił. Choroba wściekłych krów sprawiła z kolei, że Harry własnoręcznie musiał wybić liczące ćwierć tysiąca sztuk stado. Nic dziwnego, że po tym wszystkim stał się zamknięty w sobie i unika mówienia o przeżyciach. Nic dziwnego, że nie umie już ogłosić, co go dręczy. I nic dziwnego, że coraz częściej sięga po alkohol. Harry na swój sposób uporządkował własne życie: sypia z kobietą, której mąż się powiesił (Gin pasuje taki układ, bo nie wyobraża sobie, żeby przywiązać się do kogoś zbyt mocno, sama też jest pokaleczona psychicznie i unika wielkich słów). I nagle, po kilkunastu latach nieobecności, przyjeżdża do ojca Drew, już dorosły. Podróż trwa 32 godziny, więc okazja do wyjaśnienia sobie paru spraw szybko się nie powtórzy. Tyle że mur pretensji jest już bardzo wysoki.
Dom Harry’ego to kilka starych mebli, zlew, lodówka, szklana ściana z drzwiami. Kiedy akcja przenosi się w przeszłość, do dzieciństwa tego bohatera lub do rozpadu jego małżeństwa, akcentuje się to po prostu światłem, światło (i dźwięk) budują też przestrzeń peronu. Nic więcej nie potrzeba do zestawu wstrząsających scen. Troje aktorów precyzyjnie wciela się w bohaterów dramatu: Wolniewicz odgrywa ojca Harry’ego, Polak Harry’ego z dziecięcych czasów (lub Drew sprzed lat), Nieć bywa nieszczęśliwą żoną lub pijaną matką (wówczas zresztą kontrast z wciąż młodą i ponętną kochanką jest największy). W kostiumach to drobne dodatki, wszystko, co istotne, rozgrywa się w słowach i w sferze silnych uczuć. Genialne są w tym spektaklu przejścia między różnymi przeżyciami: intymność i flirt przerodzić się mogą w kłótnię gęstą od pretensji i zamieniającą kochanków w obcych sobie ludzi w mgnieniu oka. Pozorne szczęście pryska w momencie, gdy odsłania się coraz więcej nierozwiązanych problemów z przeszłości. Nie da się ignorować nieporozumień i konfliktów, prędzej czy później odbiją się one na codziennym życiu. Pod kątem psychologicznym to również spektakl bezbłędny. Nie ma tu ani jednej fałszywej reakcji, wszystko zostaje wytłumaczone i pokazane logicznie. Wszystkiemu można przytaknąć. W efekcie na scenie rozgrywa się obyczajowa historyjka ze sprawnie rozłożonymi akcentami emocjonalnymi, a widzowie przeżywają znacznie więcej, otrzymują bowiem lustro własnych zmartwień.
A przecież nie jest to przedstawienie przygnębiające czy ciężkie. Skrzy się od dowcipów, i to dowcipów inteligentnych. Pojawiają się w nim gry słów i humor sytuacyjny, ujawnia się cały talent komediowy aktorów, którzy, kiedy można, zamienią nawet otwarty konflikt w karykaturę. Podobne znaczenia (mimo że bez obliczania na wywołanie kaskad śmiechu) mają drobne puentki na prawach psychologicznych olśnień. Pojawiają się zwłaszcza w momentach, gdy Harry wyjaśnia synowi swoje reakcje w relacjach z Gin. Autorowi można tylko pozazdrościć zmysłu obserwacji i talentu do aforystycznych sformułowań. Dzięki temu opowieść o jednym doświadczonym facecie przeradza się w praktyczny poradnik życia rodzinnego (i rejestr źródeł nieporozumień). Nie da się tego spektaklu oglądać z dystansem. Nawet na chwilę nie można odwrócić od niego myśli. Jest doskonale skonstruowany, każda wiadomość ma znaczenie i powróci w odpowiednim czasie. Ale niezależnie od tego jest prawdziwy w emocjach. To szybko uzależnia. Istnieje olbrzymie niebezpieczeństwo, że prawdy i odkrycia prostodusznego w gruncie rzeczy Harry’ego pozostaną w widzach na długo. Może gdyby zagrali mniej przekonująco, może gdyby Teatr Ludowy dał się ponieść łatwej rozrywce… Może wtedy Mending fences uciekłoby z głowy zaraz po wyjściu z Magazynu Ciekłego Powietrza. Przy tym, co zaprezentowali aktorzy, to nie do osiągnięcia. Wreszcie w zalewie łatwych fars pojawia się komedia, która uwodzi głębią. A Harry Kajetana Wolniewicza deklasuje rywali, wszystkich teatralnych facetów po przejściach.
Izabela Mikrut

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz