wtorek, 25 lipca 2017

Jednoaktówki

Jednoaktówki na scenę

„Konkurs jest próbą pokazania, że językiem śląskim można wyrazić bardzo intymne, głębokie uczucia, a nie tylko opowiadać głupkowate dowcipy” tłumaczył Ingmar Villqist przy okazji jednego z finałów Jednoaktówki po śląsku. Chociaż od początku teatralność wpisana była w założenia konkursu, należało podsyłać teksty na scenę, rozpisane na maksymalnie czterech bohaterów, nikt chyba nie spodziewał się, że nagrodzone utwory rzeczywiście trafią do repertuarów teatrów z regionu. Jeszcze w 2013 roku Roman Kocur, autor Rajzentaszy (trzecie miejsce w 2012 roku) mówił, że chciałby, aby jego sztuka została wystawiona na deskach prawdziwego teatru. Dzisiaj nikogo nie dziwi, że reżyserzy sięgają do konkursowych prac publikowanych w zbiorkach i wykorzystują pomysły autorów, zarówno zawodowców jak i amatorów, coraz częściej. Rajzentasza. Krótkie sztuki po śląsku, dwie do śmiechu, a jedna nie wyreżyserowana przez Mirosława Neinerta dla Teatru Reduta Śląska to poza tytułowym tekstem Romana Kocura jeszcze dwa utwory: poważny Besuch s Reichu (pierwsza nagroda w 2011, czyli w pierwszej edycji Jednoaktówki po śląsku) Romana Gatysa uznanego za objawienie konkursu oraz Komisorz Hanusik i Warszawiok (drugie miejsce w 2013 roku) Marcina Melona, który po sukcesie zaczął też podbijać rynek wydawniczy cyklem powieściowym. Marcin Melon opowiadał Marcie Odziomek, że pisać po śląsku zaczął z przekory, kiedy usłyszał, że się nie da. Ale też ze strachu, bo gdy umarła jego oma, zrozumiał, że trzeba zachować dla potomnych jej opowieści, a język polski nie nadawał się do uchwycenia wszystkich niuansów, należało więc sięgnąć po śląszczyznę. Hanusiki zaczął tworzyć z kolei po to, by sprawdzić, czy uda mu się napisać dłuższy tekst po śląsku. Początkowo zakładał opowiadanie… Teraz, zdradzając tajniki warsztatu, wyznaje, że pisze warstwami, każda kolejna jest bardziej śląska, a i tak korektor dziwi się, gdy autorowi umknie jakieś wyjątkowo trafne śląskie określenie. Stwierdza Melon, że „w śląszczyźnie jest ogromny potencjał komediowy, to jej błogosławieństwo i przekleństwo”. Roman Gatys dał się w regionie poznać jako znawca porcelany, ale i jako kolekcjoner, zbieracz starych widokówek, zdjęć, dokumentów związanych z działalnością śląskich fabryk… Dba o lokalne dziedzictwo kulturowe, za co zdobył nawet nagrodę marszałka. Besucha s Reichu napisał w 5,5 godziny, wzorując się na tekstach Jerzego Szaniawskiego, ale i na opowieściach rodzinnych: stąd zaczerpnął motywy do kanwy swojej relacji. Roman Kocur do literatury wrócił na emeryturze. Jak sam stwierdził, praca na kopalni skutecznie ograniczała możliwości pisania. Uznał, że brakuje śląskich tematów na wesoło, więc zaczął układać Rajzentaszę. „To był pastisz czarnego kryminału. Miałem to zaczęte jako inne opowiadanie, ale na potrzeby sztuki teatralnej musiałem nieco przerobić tekst”, wyjaśniał Tomaszowi Głogowskiemu. Pasją do teatru zaraził się… w technikum górniczym, za sprawą nauczycielki języka polskiego. Konkurs na jednoaktówkę po śląsku pozwala odkryć nie tylko ciekawych autorów, ale i niebanalne pomysły, daje szansę zaistnienia tym, którzy tworzyli wyłącznie do szuflady. Sprawia, że marzenie o teatrze staje się bliższe niż kiedykolwiek. (IM)

tekst pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego „Sztajgerowy Cajtung”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz