sobota, 22 lipca 2017

recenzja z Machalicy

Takie ballady
recenzja koncertu Mój ulubiony Młynarski na dwie gitary, trąbkę i akordeonik

„[…] a mnie się ciągle marzy
już od kilku ładnych lat…
Taka piosenka, taka ballada,
co byle czego nie opowiada,
bo słów jej szkoda, bo krew nie woda,
bo nagli czas”

Koncert Piotra Machalicy, Mój ulubiony Młynarski na dwie gitary, trąbkę i akordeonik, rozpoczyna się jasną deklaracją. Zawiera się w niej zarówno tęsknota za tekstami mądrymi, dotykającymi prawdziwego życia, jak i przekonanie, że dla tego typu utworów próżno szukać miejsca na „top-listach” rozgłośni radiowych. Piosenki śpiewane przez Machalicę zdecydowanie sytuują się po stronie tych, które nie błądzą po „tandetnych kramach”. Dzięki temu (oraz świetnej interpretacji) recital poświęcony Młynarskiemu to prawdziwe muzyczne wydarzenie, na miarę Mistrza.
Koncert ten w oczywisty sposób stanowi hołd składany jednemu z najwybitniejszych polskich „tekściarzy” XX wieku. Wojciech Młynarski to autor niezwykłych piosenek, obezwładniających ironicznym (ale i ciepłym!) humorem i zaskakującymi pointami. Młynarski obdarzony był „zmysłem obserwatorskim”, którego pozazdrościć mógł mu niejeden dziennikarz czy reporter. Na kanwie sytuacji codziennych, wydawałoby się, nieznaczących, potrafił stworzyć historie mówiące wiele o współczesnym mu świecie, a przede wszystkim o ludziach w nim żyjących. Jego teksty charakteryzują się niesamowitą językową precyzją i dbałością o słowo.
„Nie chciałem, aby ten koncert składał się wyłącznie z przebojów, których Wojtek miał niezliczoną ilość, ale również z piosenek mniej znanych”, tłumaczył w wywiadzie dla „Sztajgerowego Cajtunga” Piotr Machalica. I rzeczywiście, podczas koncertu pojawiają się takie hity, jak Jeszcze w zielone gramy, Idź swoją drogą czy Nie ma jak u mamy, ale również mniej rozpoznawalne teksty i tłumaczenia. W tej, momentami zabawnej, momentami natomiast melancholijnej, muzycznej podróży towarzyszą aktorowi muzycy: Krzysztof Niedźwiecki, Michał Walczak i Paweł Surman.
Choć interpretacje koncertowe różnią się od wersji oryginalnych (na czym zresztą opiera się ich wartość), to artystom udała się rzecz najistotniejsza: ocalenie zawartej w nich głęboko humanistycznej wrażliwości. Trudno zresztą, by było inaczej. Machalica mierzy się z twórczością Wojciecha Młynarskiego nie po raz pierwszy, a ślady tych artystycznych „przenikań” można znaleźć między innymi na płycie Moje chmury płyną nisko.
„Owacja na stojąco, nasze zachwyty i wiara w to, że inteligentna wymiana myśli to jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie się nam mogą przytrafić… powinni grać i grać ten spektakl, dla naszego wspólnego dobra!”, pisała Magda Umer w tekście towarzyszącym wydarzeniu. Pozostaje tylko podpisać się pod tym stwierdzeniem.
Barbara Englender

tekst pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego „Sztajgerowy Cajtung”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz