środa, 16 sierpnia 2017

rozmowa z Agnieszką Wajs


Zaginione ucho
rozmowa z Agnieszką Wajs

Sztajgerowy Cajtung: Lubiłyście czytać o przygodach Plastusia? A może lepiłyście własne plastusie pod wpływem lektury?
Agnieszka Wajs: Oczywiście, że lubiłyśmy plastusiowe przygody, czego efektem jest spektakl, który postanowiłyśmy zrealizować. Od najmłodszych lat lubiłyśmy czytać książki i mamy wiele pozycji, które mogłybyśmy polecić dzieciakom. Na pewno wśród nich znalazłaby się Karolcia Marii Krüger, seria opowieści o Ani z Zielonego Wzgórza Lucy Maud Montgomery, seria o Pippi Pończoszance i Dzieci z Bullerbyn autorstwa Astrid Lindgren, Pięcioro dzieci i coś Edith Nesbit, Tajemniczy ogród autorstwa Frances Hodgson Burnett i oczywiście do tego zacnego grona dołącza Plastusiowy pamiętnik Marii Kownackiej. Wszelkiego rodzaju działania plastyczne również nie były nam obce, zresztą nasza Mama nadal przechowuje mnóstwo naszych prac plastycznych z różnych okresów dzieciństwa. Kto wie… może w tych zbiorach jest również plastelinowy Plastuś.

Sz. C.: Scenografia, jak zwykle w Waszych produkcjach, jest kolorowa i ciekawa. Opowiecie o pomyśle przeniesienia na scenę… piórnika?
A. W.: Historia w naszym spektaklu ma miejsce podczas szkolnej przerwy i dotyczy między innymi szkolnych przyborów. Miejscem, które wydawało nam się najbardziej adekwatne, kolorowe i ciekawe do realizacji plastusiowych przygód, jest właśnie piórnik. Plastuś zabiera Tosię do kolorowego, pełnego różnych szkolnych przyborów piórnika, tłumacząc: „Chciałaś Tosiu z klasy znikać, zaprosiłem do piórnika”. I od tego momentu wszystko, co dzieje się w spektaklu, przenosi dzieciaki w zupełnie inny wymiar. Zresztą piórnik to nie jedyny element scenografii naszego spektaklu. Zaczynamy od szkolnej klasy, do której Tosia przychodzi na lekcję, następnie akcja przenosi się do piórnika, z którego Plastuś wraz z Tosią i przyjaciółmi wyruszają na poszukiwanie tajemniczego Jegomościa, który zaplamił piórnik atramentem. W swej podróży dotrą aż do Upiornej Jamy.

Sz. C.: Co takiego chcecie przekazać dzisiejszym maluchom, sięgając do klasyki?
A. W.: Każda nasza produkcja ma jakieś motto, jakiś przekaz. Poprzez nasze spektakle chcemy dzieci nie tylko bawić, ale i uczyć. Tym razem chcemy nauczyć dzieci, że nie warto wyciągać pochopnych wniosków. Czasem zachowanie innych ludzi oceniamy bardzo negatywnie, ale dopóki nie poznamy powodów tego zachowania, nie powinniśmy osądzać nikogo. My pokazujemy to na podstawie relacji bohaterów naszego spektaklu. Starszy Pan Pióro boryka się z problemami i nieumyślnie brudzi piórnik atramentem. Piórnikowe przybory, myśląc, że mają do czynienia z groźnym przestępcą, postanawiają złapać i ukarać drania. Prawda jest jednak zupełnie inna. Jeśli jesteście ciekawi… koniecznie musicie zobaczyć Plastusiowy pamiętnik i plamy w wykonaniu Agencji Artystycznej PRYM ART.

Sz. C.: Skoro akcja dotyczy przyborów szkolnych, w jakim wieku dzieci zapraszacie do oglądania tej bajki?
A. W.: Tak naprawdę nie ograniczamy wieku naszej publiczności. Na nasze spektakle może przyjść każdy, niezależnie od metryki. A z dotychczasowych naszych obserwacji wynika, że nasz Plastuś bawi zarówno dzieci, jak i ich rodziców. Preferujemy i tworzymy spektakle muzyczne i zauważyliśmy tendencję, że piosenki, które aktorzy wykonują podczas spektaklu, rodzice powtarzają wraz ze swoimi dzieciakami zaraz po zakończonej bajce. To dowód na to, że przygody Plastusia dobrze przedstawione są ponadczasowe i wciąż bawią zarówno dużych, jak i małych.


Sz. C.: Jaki motyw z historii o Plastusiu najbardziej lubiłyście?
A. W.: Ciężko wybrać jedną ulubioną historię dotyczącą Plastusia, ponieważ każda kolejna wciągała nas jeszcze bardziej. Darzyłyśmy ogromną sympatią głównego plastelinowego bohatera i niezależnie od przedstawionej historii byłyśmy zaangażowane w przygody Plastusia. Każda z nas wyobrażała sobie, że jest Tosią, która w piórniku skrywa plastelinowego ludka, który ożywa, gdy wszyscy wychodzą z pokoju…

Sz. C.: Kiedy przyszło Wam do głowy, żeby sięgnąć po tekst Marii Kownackiej? Nie bałyście się, że jest zbyt archaiczny czy niedzisiejszy?
A. W.: Przygotowując kolejne produkcje, zawsze sprawdzamy, czego brakuje na rynku i co może zainteresować naszych potencjalnych odbiorców. Sugerujemy się też naszym firmowym repertuarem i sentymentem do tych książek, które głęboko się w nas zakorzeniły, które pamiętamy z dzieciństwa i które w jakimś stopniu nas ukształtowały. Ponadto dzisiejsi rodzice coraz częściej wracają do tych bajek i książek, które mogą być uważane za archaiczne, doceniając ich walory merytoryczne i edukacyjne. Zresztą nie mamy co do tego żadnej wątpliwości, że książki, które czytałyśmy w dzieciństwie i bajki, które oglądałyśmy, były pełne bardzo mądrych treści, błyskotliwych dialogów, wielowymiarowych postaci. Dziś niestety bardzo często mamy do czynienia z produkcjami, których treść jest absurdalna, albo po prostu bezmyślna. Wychodzimy z założenia, że jeśli bajki naszych czasów dobrze wpłynęły na nasze dzieciństwo, to dlaczego nie wykorzystać ich do edukacji kolejnych pokoleń.

Sz. C.: Pokazujecie stare czasy, mundurki i stalówki, czy też coś uwspółcześniacie?
A. W.: Nasza historia skupia się wokół problemów Pana Pióro, przedstawiamy więc Pana Stalówkę i jego atramentowe kłopoty. Przypominamy dzieciakom, co to jest skuwka czy naboje do pióra. Można więc przyjąć, że jak najbardziej pokazujemy czasy, kiedy to piórnik skrywał wszystkie potrzebne przybory, począwszy od kredek, temperówki, linijki, nożyczek, na ołówku i kleju kończąc. Dziś dzieci w swoich piórnikach rzadko noszą komplet przyborów, a pióro raczej wymieniają na długopis. Pamiętam, jak zachlapałam zeszyt pożyczony od koleżanki atramentem… to była prawdziwa katastrofa, a moje łzy mieszały się z atramentem, robiąc jeszcze większe plamy w zeszycie. Dziś chyba dzieci nie mają takich problemów.

Sz. C.: Na czym polega tu interaktywność?
A. W.: Cechą charakterystyczną naszych produkcji jest interakcja z widzem. Zawsze staramy się wciągnąć dzieciaki w przygody bohaterów naszych spektakli. Chcemy, aby stały się częścią historii, aby utożsamiały się z postaciami. Wiemy, że poprzez współudział dzieci znacznie więcej zapamiętują z treści spektaklu, są bardziej zaangażowane i chłonne. Każda nasza produkcja kończy się morałem. Chciałybyśmy, aby dzieciaki wróciły z tym mottem do domu, porozmawiały o treści spektaklu i problemach postaci z rodzicami, aby wielokrotnie wracały pamięcią do wniosków, które wyciągnęły po spektaklu. Elementy interaktywne podczas spektaklu znacznie nam to ułatwiają, sprawiają, że dzieci stają się częścią naszego spektaklu. Wspominałam już, że preferujemy spektakle muzyczne i zawsze w naszym spektaklu pojawiają się piosenki, które dzieci mogą zaśpiewać z aktorami. Ponadto w plastusiowych przygodach dzieciaki wraz z Tosią, Plastusiem i Klejem będą rozwiązywały zagadkę, która pozwoli naszym bohaterom wyruszyć w dalszą drogę. Pomogą również Plastusiowi w odszukaniu jego zaginionego ucha.

Sz. C.: Nie boicie się konkurencji? Wokół mnóstwo jest bohaterów kreskówek, bardziej krzykliwych, kolorowych, uzbrojonych w całe serie gadżetów..
A. W.: Nie :) Nie boimy się :) Ponieważ nasza publiczność pokazuje nam podczas każdego spektaklu, że nie zapomniała o plastusiowych przygodach. Są takie postaci bajkowe, których nie zastąpią superbohaterowie. Nasz Plastuś i przybory z piórnika są równie kolorowe, jak postaci wyciągnięte z dzisiejszych bajek. Mam wrażenie, że przygody naszych piórnikowych bohaterów przedstawione są na tyle ciekawie, że wciągają dzieci dokładnie tak samo, jak bajka na szklanym ekranie. A Plastuś staje się w naszym spektaklu takim właśnie superbohaterem :)

Sz. C.: I właśnie: co z Plastusiem dzisiaj, kiedy każdy może sobie kupić (i nosić w piórniku) dowolną figurkę dowolnego superbohatera?
A. W.: Myślę, że Plastuś ma się wciąż bardzo dobrze. Pomimo obecności superbohaterów i wszelkich innych stworów, potworów, to właśnie Plastuś od ponad osiemdziesięciu lat jest obecny w życiu kolejnych pokoleń. Wciąż wraca na deski sceniczne w wykonaniu kolejnych teatrów. Myślę, że Plastuś przez te wszystkie lata zasłużył sobie na miano SUPERBOHATERA i stoi na czele tych wszystkich współczesnych postaci bajkowych. Choć ulepiony z plasteliny, malutki, śmieszny, z za dużymi uszami, to jednak jedyny w swoim rodzaju.

rozmawiała Iza Mikrut

tekst pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego „Sztajgerowy Cajtung”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz