niedziela, 31 lipca 2016

Rozmowa z Joanną Szczepkowską

Dwa światy
rozmowa z Joanną Szczepkowską

Sztajgerowy Cajtung: Jedną z najważniejszych wartości jest dla Pani wierność sobie. Czy możliwa jest do dotrzymania dzisiaj, zwłaszcza w zawodzie aktora?
Joanna Szczepkowska: Ja myślę, że wierność sobie nie ma wiele wspólnego z zawodem, jaki się wykonuje. Każdy ma coś takiego, co można nazwać „ gustem życia”, i to go wiedzie. Dla mnie po prostu ta wierność wobec swojego gustu jest ważniejsza od pieniędzy.

Sz. C.: Czwarta żabka w bajkach? Pisze Pani, że nie marzyła o karierze: to dosyć nietypowe w sytuacji, w której staje się w świetle reflektorów…
J. Sz.: Nigdy nie marzyłam o tzw. „karierze”. Wiem dobrze, że w to trudno uwierzyć, a nawet zrozumieć. Aktorka, która nie chce być sławna? W swojej autobiografii opisałam rozmowę z ojcem, który mi ponuro przepowiadał granie „czwartej żabki”. A mnie się ta żabka bardzo podobała. Po tej rozmowie cały czas myślałam, jakby taką żabkę zagrać. Dla mnie to po prostu zawód, który wiąże się z graniem, z wcielaniem się w różne postaci, a nie z tym, że ludzie mnie rozpoznają na ulicy. To postać powinni podziwiać, a nie mnie. Tak myślę o tym zawodzie od początku i nigdy jeszcze tego nie zmieniłam.

Sz. C.: Uwiódł mnie absolutnie cytat „pisanie to mój teatr. Pisząc, mogę wszystko”. Czy to oznacza, że scena ma swoje ograniczenia?
J. Sz.: Oczywiście. Teatr to zawsze efekt kompromisu między gustem autora, reżysera, scenografa i aktora. Czasem te światy się zgadzają, ale bywa, że trudno się podpisać pod spektaklem, w którym się gra. Pod tym względem pisanie daje więcej swobody. Z drugiej strony spektakl to często niepowtarzalne przeżycie.

Sz. C.: Goła Baba to monodram pokazywany w różnych miejscach na świecie. Dokąd udało się go zabrać?
J. Sz.: Och, naprawdę daleko. Grałam w Ameryce, w Australii, w Izraelu, w Holandii… No i w całej Polsce. Gołą Babę ogląda już kolejne pokolenie.

Sz. C.: Jakie więc różnice w odbiorze Gołej Baby napotkała Pani w poszczególnych krajach? Jak to jest, grać jeden spektakl tyle czasu?
J. Sz.: Różnice są ogromne. Ta sztuka ma dwie części całkiem od siebie różne. W Kanadzie nie bardzo rozumieli pierwszą, subtelną część, za to szaleli z radości na tej drugiej, bardzo rubasznej. W Izraelu odwrotnie: lepiej przyjęto poetycką część, a drugą w milczeniu. W tym spektaklu publiczność jest właściwie jednym z bohaterów wieczoru.

Sz. C.: Chce Pani, żeby widzowie patrzyli na postać, a przecież w Damie z Parasolką Joanny Szczepkowskiej jest mnóstwo…
J. Sz.: To prawda. Dużo wzięłam z własnej wrażliwości. Ale mówiąc o „ sławie”, mówię o zwracaniu na siebie uwagi poza rolami, w tym całym plotkarsko-biznesowym świecie. Ja go nie rozumiem i nie przyjmuję. Szkoda życia na to.

Sz. C.: Trudno o bardziej nośny tytuł niż Goła Baba. Lubi Pani prowokować?
J. Sz.: Wbrew pozorom bardzo nie lubię. Jestem cichą osobą, choć wiele z medialnych doniesień temu przeczy. A tytuł Goła Baba jest ważnym elementem sztuki. Tak właśnie reklamuje się jedna z dwóch postaci, które gram. Wszystko zaczyna się od tego właśnie tytułu.

Sz. C.: Goła Baba wyprzedza rzeczywistość. Czy gdyby powstawała dzisiaj, coś by Pani zmieniła?
J. Sz.: To dziwne, ale nic! Dwadzieścia lat temu, kiedy odbyła się premiera, miałam wrażenie, że jest bardzo aktualna, chociaż przecież żadna z postaci nie mówi bardzo współczesnym językiem, tylko takim trochę stylizowanym. A obecnie wszyscy zwracają uwagę na to, że ten tekst mógłby równie dobrze powstać dzisiaj.

Sz. C.: Nie lubi Pani śmiechu? W jednym z felietonów pojawia się Człowiek Uśmiechnięty, typ szczęśliwego idioty, konsumpcjonisty. Goła Baba śmieje się bardzo jarmarcznie. Śmiech kojarzy się z rechotem?
J. Sz.: Uwielbiam śmiech!!! Ja bym się ciągle śmiała, gdyby było z czego! Ale są po prostu różne śmiechy. Są też różne cisze.

Sz. C.: Teatr to dla Pani ucieczka od felietonów…
J. Sz.: To są dwa zupełnie różne światy. Nie jest łatwo godzić publicystykę ze sztuką, bo to właściwie całkiem przeciwne dziedziny. W sztuce wprowadza się odbiorcę w świat wymyślony, w publicystyce odwrotnie, sprowadza się ludzi na ziemię. Ale ja wcale nie chcę żyć samą sztuką. Ziemia jest jednak chyba ważniejsza.

Sz. C.: Serdecznie dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiały Iza Mikrut i Basia Englender tekst pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego „Sztajgerowy Cajtung”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz