wtorek, 25 lipca 2017

recenzja z Rajzentaszy

Młodość przychodzi z wiekiem.

Sposobów na spędzanie wolnego czasu po pracy jest niezliczona ilość. Można spędzić go w domu, uprawiając sport, wyjeżdżając za miasto lub spacerując. Można też robić teatr. I to nie byle jaki. Mimo że z założenia amatorski.
Istniejący od ponad 80 lat amatorski Teatr Reduta Śląska to z wielu powodów niezwykle ciekawe przedsięwzięcie. Przede wszystkim jest doskonałym łącznikiem międzypokoleniowym, dzięki któremu młodsze pokolenie może czerpać wiedzę od starszego i odwrotnie. Na scenie spotykają się sympatycy sztuki, których codzienne zajęcia w wielu przypadkach nie mają wiele wspólnego z zawodową pracą artystyczną. Łączy ich jednak wspólna pasja, pracowitość i zaangażowanie w jeden cel. Z pozycji widza da się to zauważyć już od pierwszych minut.
Chorzowski Teatr Ogrodowy w ramach cyklu Tyjater kery godo gościł Redutę Śląską ze spektaklem Rajzentasza. Krótkie sztuki po śląsku, dwie do śmiechu, a jedna nie na deskach Chorzowskiego Centrum Kultury. A właściwie można powiedzieć, że goszczenie było dwojakie, ponieważ ChCK jest obecnie matecznikiem Reduty Śląskiej.
Przewrotnie, bo w odwrotnej kolejności niż mogłoby się wydawać, czytając tytuł, spektakl rozpoczął się sztuką „nie do śmiechu”: Besuch s Reichu. Historia bliska wielu śląskim rodzinom, ponieważ porusza losy Ślązaków, podzielonych przez wojenną i powojenną sytuację społeczną polityczną. Na uwagę i uznanie zasługują role Danuty Markiewicz oraz Klaudiusza Keila, który wprowadzał widzów w tematykę każdej z jednoaktówek.
Kolejną jednoaktówkę, Rajzyntaszę, swoją energią i zapałem zdominowali młodsi (wiekiem) aktorzy Reduty. W tym momencie warto wspomnieć o Darii Kasprzak, której postać Gryjty dało się polubić od samego początku. Ta opowieść to krótka historia o migrującej z rąk do rąk „rajzyntaszy” wypełnionej pieniędzmi, która sporo namieszała w życiu bohaterów, ujawniając przy tym ludzkie słabostki i pokusy.
Ostatnia część, Komisorz Hanusik i warszawiok (duże i małe litery mają tutaj niemałe znaczenie) to istny dreszczyk emocji z aferą w tle. Aktorzy z przymrużeniem oka pokazali różnice pomiędzy Ślązakami a gorolami, szereg niesnasek, jakie wynikają z różnic językowych i kulturowych. Komisarz Hanusik, Ślązak, wraz z agentem ABW, Motylem (przechrzczonym na Szmaterloka) miał za zadanie rozpracować mężczyznę, który przebiera się za inne postaci, niemalże idealnie kopiując wygląd swojej ofiary. Oficerowie mieli informację, że figurant ma zamiar przebrać się za Prezydenta Unii Europejskiej i wprowadzić Autonomię Śląska. Na tle prowadzonego wspólnie śledztwa pojawiają się groteskowe sytuacje, wynikające z różnic językowych i kulturowych. Niewątpliwie ta część spektaklu należała do Patryka Trzcionki, grającego agenta ABW z Warszawy. Wyrazy uznania należą się także Klaudii Korpowskiej, wcielającej się w postać matki figuranta, Starą Banertkę.
Warto wspomnieć na koniec, o prostocie scenografii i dobrym poprowadzeniu aktorów przez reżysera, Mirosława Neinerta. Minimalizm scenograficzny daje większe pole do skupienia się na treści sztuki i grze aktora, scenografia powinna być tylko niezbędnym uzupełnieniem całości. Tak też się stało w tym przypadku. Na uwagę zasługuje także dobrze przygotowana ścieżka dźwiękowa, autorstwa samego Naczelnego Ogrodnika, Sergiusza Brożka. Reduta Śląska, pomimo amatorskiego charakteru, dba o profesjonalne przygotowanie spektakli, sięgając po cenionych reżyserów i twórców, troszcząc się o każdy szczegół.
Jeszcze dwa słowa celem wyjaśnienia tytułu. „Młodość przychodzi z wiekiem” to odpowiedź 97-letniego, portugalskiego reżysera Manoela de Oliveira na pytanie dziennikarza: „dlaczego pomimo tak zaawansowanego wieku tyle tworzy”. Tę odpowiedź dedykuję Reducie, życząc kolejnych lat pracy artystycznej i wszystkim aktorom-seniorom tegoż teatru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz